Data wpisu 23.03.2016
Dzień dobry!
Mija już drugi miesiąc jak tu jestem, a mam wrażenie, ze przyleciałam dwa tygodnie temu. Nie ukrywam, że podróż do USA (i po USA) była jednym z moich wielkich marzeń i nadal nie wierzę, że to się dzieje! :) Cieszę się, że jeżdżenie palcem po mapie mogłam zamienić na jazdę autem po tutejszych drogach :D
Mieszkam z małżeństwem, które ma troje dzieci - dziewczynka 6lat i dwóch chłopców - 8 i 10. Dzień zaczynam zazwyczaj o 7:30 i rozpoczynam proces śniadaniowy. W między czasie przygotowuję lunch do szkoły dla każdego i systematycznie "wypuszczam" do szkoły. Zależnie od dnia, albo spędzam z nimi dzień w domu albo w aucie na dowożeniu i odbieraniu z zajęć dodatkowych.
Każdy, kto tu jest to potwierdzi, a kto szykuje się na wyjazd sam się przekona, że...play dates najlepsze! Nie ważne czy u nas w domu, czy ja "sprzedaję" dzieciaka na kilka godzin. Często to sposób na uratowanie popołudnia, relacji i zyskania dodatkowego czasu (a przy trójce dzieci to naprawdę ratuje życie :D).
Moi host parents są cudowni - bardzo pomocni od samego początku. Zawsze mogę na nich liczyć, porozmawiać o wszystkim, poradzić się i co ważne - zawsze są po mojej stronie.
Jeśli chodzi o mój pokój, to mieszkam sobie na poddaszu - jest bardzo przytulny, dość duży z wieeeelkim łóżkiem :D ...tylko czasem muszę się schylać, żeby nie skończyć z guzem ;). Mieszkam w niewielkim, mało znanym (a w zasadzie w ogóle nieznanym) ślicznym miasteczku Maplewood, które widuje się głównie w filmach - białe płotki, szeregowe domki, zadbane zielone trawniki...tylko domu Kevina brak :D Jedną z wielu zalet jest to, że po 30 minutach jazdy pociągiem wysiadam na Penn Station w Nowym Jorku - nieopodal Times Square! Nie ukrywam, że w NY spędzam niemalże każdą wolną chwilę ;) I przyznaję, że należę to części społeczeństwa zakochanej w tym mieście :D Wszystko jest takie ogromne! Ale jednocześnie człowiek nie czuje się przytłoczony, wręcz przeciwnie, jest tu bardzo dużo przestrzeni. Jak do tej pory zobaczyłam chyba większość"must-see-places" ale przy okazji każdej wizyty odkrywam miasto na nowo i nie mogę doczekać się wiosny!
Tak naprawdę do tej pory nie zwiedziłam wiele na terenie Stanów. W tygodniu nie bardzo jest czas na dalsze wyprawy a w weekendy zazwyczaj pogoda nie sprzyja. Zaraz po przyjeździe rodzina zabrała mnie na narciarski weekend do Vermont! A ponieważ jestem anty-narciarska skończyłam na stoku ze snowboardem ;) Razem z tutejszymi AuPair wybrałyśmy się na spontaniczną wycieczkę do Atlantic City, które swoją drogą jest niesamowite! A skoro teraz robi takie wrażenie, to znak, że koniecznie trzeba wrócić tam latem!
Jeśli chodzi i AuPair w sąsiedztwie to jest ich od groma. Niewątpliwie są bardzo pomocne (szczególnie na początku), bardzo miłe i warto trzymać się razem - w końcu jedziemy na tym samym wózku ;) A wspólne spotkania wieczorem czy wyjścia w weekendy działają jak lekarstwo na długi, czasem męczący dzień. Dziewczyny są bardzo otwarte i chętne do wspólnego spędzania czasu.
Ta słynna HOMESICK jeszcze mnie nie dopadła, ale tęsknota za polskim jedzeniem zdecydowanie tak! <3 Na szczęście znalazłam polski sklep u siebie w miasteczku i mogę się trochę podratować ;) Nigdy nie przypuszczałam, że będę się tak cieszyć na widok pasztetu 'kogucika' :D Jedzenie nie jest złe choć prawdą jest, że fast foody rządzą tu światem. Nie są drogie a często smaczne. Na szczęscie moja HF odżywia się bardzo zdrowo (czasem aż za bardzo). Nasza lodówka pęka w szwach od jedzenia organicznego, beztłuszczowego, ćwierćtłuszczowego, bio, eco itd. Poza tym, moja Host Mama pochodzi z Indii i często na kolację serwuje dania ze swoich stron (swoją drogą bardzo smaczne). Ale żeby nie było tak całkiem zdrowo, dla równowagi mamy czasem popołudnia z pizzą i frytkami ;)
Pozdrawiam serdecznie
Aleksandra